środa, 18 kwietnia 2012

Bo dziurka była za mała

     Już ponad tydzień po świętach a u mnie post poświąteczny.

*

     Tradycyjnie w poniedziałek wielkanocny jeździmy do mamy Mańka. Lubię. Dwie ciocie, wujek i stęskniona za wnukami babcia Tereska z radością zajmują się dziećmi. My z Manieczkiem wkraczamy tylko "w razie wojny". Maluchy też zawsze się cieszą na to spotkanie z rodziną.
     9 kwietnia więc gdzieś około 12.00 byliśmy już prawie gotowi, by wyjść z domu, wsiąść do samochodu i udać się do babci.
     Sprawa jednak nie okazała się tak prosta, jakby się wydawało. Kiedy kończyłam się ubierać, podszedł do mnie Pawełek i poprosił:
- Mamo, pomóż.
Podniosłam głowę i zobaczyłam mały paluszek prawej dłoni tkwiący w dziurce, jakie zazwyczaj mają rączki od patelni.
- Pokaż - powiedziałam i delikatnie próbowałam uwolnić palec. Nie dało się.
Zawołałam Mańka. Polaliśmy paluszek olejem, ale nic to nie dało.
     Spojrzałam na zmartwionego Pawełka, na wielką patelnię, od której biedak nie mógł się uwolnić i pomyślałam, że jak nie damy rady usunąć jej,  będzie trzeba jechać do szpitala. Matko! Prawie jak Emil ze Smalandii z wazą na głowie!
     Mój pomysłowy mąż postanowił odkręcić rączkę patelni, żeby dało się nią kręcić wokół palca i żeby tak nie ciążyła synusiowi. Śrubka, którą była przytwierdzona rączka nie puszczała nawet po polaniu jej WD40.
- Trzeba użyć flexa* - stwierdził.
Włożył dziecko do wanny (bez wody oczywiście) i założył mu okulary ochronne. Pawełek popatrzył na mnie pytająco.
- Zaufaj tatusiowi, on wie, co robi - zapewniłam młodego.
Maniek włączył urządzenie i obciął rączkę patelni. Teraz z paluszka zwisał już tylko kawał plastiku.
- Włóżcie teraz rękę do zimniej wody - padło polecenie.
I to był dla dziecka najwiekszy ból, bo woda była bardzo zimna. Polewałam więc mu rączkę nad miską. Synuś płakał, lecz był dzielny.
- Boli - łkał - ale ufam tatusiowi.
W końcu uznaliśmy, że wystarczy tego moczenia. Polaliśmy palucha znów olejem i uwolniliśmy go. Alleluja!
Ze szczęścia aż się popłakałam i tuląc Pawełka, zapytałam dopiero:
- Jak to się stało?
- Bo ta dziurka była za mała.

*szlifierka kątowa z tarczą do cięcia metalu

8 komentarzy:

  1. dobrze ze tak sie to skonczylo i udalo sie uniknac wizyty w szpitalu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wizja odwiedzin w szpitalu mnie przeraża, w ciągu grudnia i stycznia byliśmy trzy razy na oddziale ratunkowym i zawsze nas tam długo trzymają...

      Usuń
  2. ale czad ... szkoda, że nie mamy dzieci ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Utalentowany malec. A masz w domu wazę? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście nie mam, ale może mamy coś, w co można włożyć głowę i jej nie wyjąć, tylko jeszcze o tym nie wiemy :)

      Usuń
  4. Ale jazda. Wiem, że nie powinnam, ale uśmiałam się. Moje dziecko padło by na widok szlifierki. Lena na pewno myslalaby że chcemy jej uciąć palec ;o)))

    I teraz co? Po patelni??? hahaha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to teraz śmieszy :) A tę patelnię i tak miałam wyrzucić, bo już nie była w najlepszym stanie.

      Usuń